Carrion

Nie bez wiary

Chciałbym wierzyć, że kiedyś znajdzie mnie…
Dobra chwila, która wskaże mój prawdziwy cel…
Poda mi swą dłoń i zaprowadzi mnie…
Łatwą drogą poprzez cienie, poprzez ludzki gniew…

Tam już będę ja…
Pokaże swą twarz…
Prawdziwy ja…

I znowu łudzę się…
Czekam na ten dzień…
To jeszcze nie koniec…
Ja to wiem…
Za mało mówię słów…
Które mają sens…
Zapijam w sobie gniew…
Tracąc wiarę, że…
Kiedyś coś zmieni…
Także mnie…
Tak mało słyszę słów…
Które mają sens…

Ciągle walczę i wciąż przegrywam ja…
W walce z samym sobą nie mam przecież żadnych szans…
Co raz więcej łez, ginie pośród mgły…
Jak poskarżyć się przed sobą, że już nie mam sił…
Ciągle w sieci kłamstw…
Które wije czas…
Kto mi wskażę drogę, którą trzeba dalej iść…
Wstanę jeszcze raz – może zdarzy się…
W końcu trafię tam gdzie usnął gniew…